Filcowanie bez mydła, czyli kilka słów o tradycji
Dzisiaj prastare słowiańskie święto
(Równonoc), więc to chyba odpowiedni moment na odrobinę tradycji. Filcowania
oczywiście :)
Jak już na pewno się
zorientowałyście interesuję się historią i archeologią eksperymentalną. Szperam,
zbieram informacje, rozmawiam z ekspertami a potem zdobytą wiedzę testuję w
praktyce. Tym razem chciałabym Wam
przedstawić tradycyjną technikę filcowania, czyli taką, jaką stosowano w
Europie od czasów antyku (znany jest np. rysunek dotyczący manufaktury filcu w
Pompejach sprzed 79 r. n.e) do XVIII w.
Tradycyjnymi artykułami wytwarzanymi
w Europie z ręcznie spilśnianej wełny były m.in. okrycia głowy, kaptury, kołnierze,
kaftany, wkładki do obuwia, rękawice, materace, siedziska, czapraki itp. Znano
różne rodzaje filcu: od puchatych półproduktów (dzisiaj powiedzielibyśmy „prefilc”)
do bardzo mocno zbitych materiałów. W zależności od przeznaczenia różniły się również
w swojej grubości: od 0,5 cm do 8 cm.
No dobrze, powiecie, ale co w tym
takiego interesującego? Czym tradycyjne
filcowanie różni się od dzisiejszego? Ano kilkoma zasadniczymi kwestiami.
Pierwsza
różnica to taka, że dawniej filc wyrabiano w płatach, które następnie
cięto, zszywano i otrzymywano gotowy produkt (wyjątkiem są okrycia głowy, które
robiono w dzisiejszy, bezszwowy sposób – ale to odrębny temat). A więc prostota
przede wszystkim! Rzemieślnicy nie mieli czasu na kombinację z przekładkami
typu: skóra (tu biję się w pierś – sama to robiłam, bo myślałam, ze tak jest tradycyjnie…)
czy gruba tektura (współczesny wynalazek). Istotny był produkt finalny, jego wykończenie,
a nie technika produkcji. Odbiorców guzik obchodziła technologia wytwarzania (to dzisiaj podniecamy
się, tym że np. torba jest zrobiona „bezszwowo”). Ważny był ostateczny kształt,
zdobienie, no i oczywiście trwałość produktu.
Druga
różnica między
tradycyjnym a współczesnym filcowaniem leży w narzędziach. Tu znowu dostrzegamy
prostotę: w Europie filcowano na płótnie, w Azji używano trzcinowych mat (m.in.
obszary dzisiejszego Turkmenistanu, Kazachstanu) lub specjalnych kadziach (np. w
Chinach). I co najważniejsze: nie
stosowano żadnego mydła czy innych spieniających produktów (chociaż znano np.
ług czy glinkę, ale te służyły do usztywnienia, a nie do spilśnienia wełny).
To było dla mnie naprawdę epokowe
odkrycie: filcowanie bez mydła. Jakkolwiek to brzmi, zabawa jest przednia :). Żeby zrobić
prosty arkusz filcu, wystarczy tylko woda, gorąca woda i kawałek materiału. W
przypadku wełny zdecydowanie lepiej sprawdza się wełna zgrzebna (czwarta różnica: stosowana współcześnie
czesanka dawniej była używana do przędzenia. Do filcowania używano wełny
zgrzebnej. Jeśli jednak nie mamy dostępu do wełny zgrzebnej - używajmy czesanki). No dobrze, po teoretycznym
wstępie czas na praktykę. Jeśli interesuje Was w jaki sposób tradycyjnie sfilcować
wełnę, żeby powstał np. dywanik z motywem, zapraszam do dalszej lektury.
Piąta
różnica: rewers, czyli sposób układania motywu. Dzisiaj najczęściej
budujemy filcowe tło (np. torbę) a wzór układamy na końcu, nawet na lekko już sfilcowanej
wełnie. Taka technika daje nam pełną kontrolę nad kompozycją: stale monitorujemy
powstający wzór. Jeśli jakieś włókno zmieni swoje położenie i zaburzy nasz porządek,
od razu mamy możliwość wprowadzenia poprawki. A co na to historia? W jaki
sposób tradycyjnie tworzono wzory na filcowych powierzchniach?
Istniały dwa zasadnicze
sposoby. Pierwszy to hafty oraz aplikacje (cienki filc, skóra lub inne tkaniny).
Drugi: wzory filcowane na mokro. Nie znano jeszcze filcowania na sucho (swoją drogą,
czy ktoś wie kiedy wynaleziono igłę do filcowania na sucho i ile lat ma ta
technika?). Technikę rewersu doskonaliłam
pod czujnym okiem mojego węgierskiego przyjaciela: Balazsa Bodnara, zawodowego
filcownika, specjalizującego się w tradcyjynym sposobie spilśniania wełny.
Na początku należy rozłożyć
płótno, w którym będziemy filcować naszą pracę i narysować na nim wybrany motyw.
Jeśli ktoś jest biegły w sztuce rysunku, szkic nie jest konieczny, dla mnie jest
bardzo pomocy. Kwestia motywów, to odrębny temat - rzeka. Następnie należy
położyć kontury motywu (cienkie paski wełny)
i wypełnić przestrzeń między nimi
(płaskimi warstwami wełny). Wzór skrapiamy delikatnie wodą i wyrównujemy
palcami.
Trzeba pamiętać, ze pracujemy rewersem – czyli widoczne będzie to, co
kładziemy bezpośrednio na tkaninie (bardzo ważne, zwłaszcza przy skomplikowanych
wzorach takich jak nordyckie plecionki. Tak, tak… ile to już razy przeklinałam pod
nosem, kiedy na koniec zobaczyłam, co zrobiłam…).
Kiedy motyw jest gotowy, przykrywamy
go tłem, czyli kilkoma warstwami wełny. Wyrównujemy brzegi. Następnie delikatnie
polewamy dywan bardzo gorącą wodą,
ściśle rolujemy
i zawiązujemy sznurkiem.
No cóż: teraz czeka nas trochę
mniej przyjemny etap: rolowanie.
Na początku rolowanie jest bardzo delikatne.
Po 15 minutach rozwijamy nasz rulonik, wyrównujemy brzegi dywanika, jeśli jest
zbyt suchy delikatnie skrapiamy go gorącą wodą i rolujemy z kolejnego boku.
Odpowiednia ilość wody i jej temperatura jest bardzo istotna – przy tradycyjnym
filcowaniu woda bardzo szybko ucieka z pracy, ponieważ nie jest w żaden sposób
zabezpieczona (np. przez folię, jak to jest we współczesnym filcowaniu). Przy
filcowaniu tradycyjnym należy spodziewać się lokalnych podtopień, najlepiej
więc filcować na świeżym powietrzu lub w pomieszczeniu, gdzie podłoga jest
wodoodporna, a zniszczenia nie spowodują ruiny domowego budżetu.
Przy kolejnych 15 minutach rolowania
możemy użyć trochę więcej siły (pomoc mile widziana)
Po tym czasie znowu rozwijamy nasz rulon i
powtarzamy wszystkie czynności z kolejnych dwóch stron. Kiedy wszystkie boki
zostaną „przerolowane” dywanik należy przełożyć na drugą stronę (a więc wzorem
do nas). I znowu zrolować go z wszystkich czterech stron (tym razem rolowanie może trwać po 10
minut na dany brzeg, ale za to powinno być bardziej siłowe).
Na koniec dopracowujemy brzegi
i rogi dywanika, czyli filcujemy miejscowo. Na koniec naciągamy brzegi, aby
wszystkie boki miały swój odpowiedni wymiar i kształt. Dywanik pozostawiamy na
słońcu do wysuszenia. Voila! Dywanik gotowy.
A my, z czystym
sumieniem możemy wsunąć dobrą czekoladę. W końcu ciężko na nią zapracowałyśmy :)
Bibliografia:
1. Burkett
M.E. 1979, “The Art of the Felt Maker”, Abbot Hall Art Gallery
2. Turnau
Irena, 1997, “Hand felting in Europe and Asia from the Middle Ages to the 20th
Century”, Instytut Archeologii I Etnologii PAN
Do wykonania pracy wykorzystałam między innymi materiały:
Wszystkie materiały kupisz w stacjonarnej pracowni w Poznaniu:
Kreatywnie.com, ul. Zeylanda 4/2 Poznań,
tel. 61 833 43 53, www.kreatywnie.com
Pozdrawiam serdecznie!
Karolina Krueger
www.welnianykram.pl
Bardzo ciekawy i inspirujący wpis. Serdecznie za niego dziękuję. Pozdrawiam. Ala
OdpowiedzUsuńKarolina! Świetny artukuł! Podziwiam Twoje ukochanie historii i ogromną wiedzę w tym temacie. To była bardzo ciężka praca.
OdpowiedzUsuńMateriał pisany z pasją, którą widać nie tylko w słowie, ale również na załączonych ilustracjach. W świecie zamkniętym w centrach handlowych wydaje mi się czasami, że jestem bardzo niedzisiejsza. Tymczasem okazuje się, że nie ja jedna :) Pozdrowienia! Dziękuję za ten post!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za Waszą pozytywną reakcję. Cieszę się, że post wzbudzil Wasze zainteresowanie.
OdpowiedzUsuń